czym się różni katolik od chrześcijanina
Czym się różni uchodźca od migranta? Pierwszy ratuje swoje życie, podczas gdy drugi poszukuje większej wygody. Różnica jest więc dokładnie taka, jak
Wtedy też w liturgii wspomina się wszystkich wierzących w Chrystusa, którzy odeszli z tego świata, a teraz przebywają w czyśćcu. Gazeta Współczesna Dzień Wszystkich Świętych.
1. Pismo Święte. Umożliwia czytanie Pisma Świętego w dowolny sposób - ciągły lub wybranymi fragmentami, w czym dodatkowo pomaga opcja dodawania do ulubionych czy zaznaczania wersów markerem. Aplikacja pozwala na przejście do czytań z liturgii Kościoła Katolickiego na każdy dzień, z bezpośrednim dostępem do dnia bieżącego.
PRINT. ePUB. Dziś, tak jak wczoraj, od chrześcijanina oczekuje się heroizmu. Heroizmu w wielkich bojach, jeśli to konieczne. Heroizmu – a tak będzie zazwyczaj – w małych potyczkach każdego dnia. Kiedy się walczy nieprzerwanie, z Miłością i w ten sposób, który wydaje się nieznaczący, Pan zawsze będzie u boku swoich dzieci
Konferencja odbędzie się w dniach 27-29 stycznia w Sali Lelewelowskiej w budynku IH PAN przy Rynku Starego Miasta 29/31. czwartek 27.01.2011. 15.00-15.30 – otwarcie konferencji. 15.30-17.30 – obrady: Zofia Wóycicka (Warszawa), Pamięć i tożsamość zbiorowa – aktualne dyskusje w badaniach nauk społecznych.
Jeśli ktoś traktuje modlitwę do świętych, jako możliwość utargowania czegoś od Pana Boga, to NIE jest to zgodne z wiarą Katolicką. Bo to cwaniactwo i chodzenie na skróty Dla nas Święci to znaki Boga, jego słudzy. Nie wszyscy Katolicy się do tego stosują, ale to jest to, w co powinien wierzyć Kościół. Z Panem Bogiem!
perhatikan gambar berikut luas daerah yang diarsir adalah. Ktoś powiedział mi kiedyś: chcesz wiedzieć, na czym polega różnica między chrześcijańskim Zachodem i Wschodem? Na Zachodzie odprawia się Eucharystię na winie białym, przejrzystym i wytrawnym – pragmatycznie i prosto; zaś na Wschodzie do Eucharystii używa się wina czerwonego, gęstego i słodkiego – symbolicznie i na bogato. To symbol tej różnicy: ta sama Eucharystia, lecz jakże różny styl! Różnica między Wschodem i Zachodem nie idzie w chrześcijaństwie dokładnie po linii podziału wyznaniowego. Na Wschodzie obok chrześcijan oddzielonych od Stolicy Apostolskiej są także katolicy obrządków wschodnich. Nie jest to również różnica geograficzna, ponieważ wiele wspólnot chrześcijan wschodnich żyje w zachodniej części świata, a „zachodniacy” są też licznie obecni nawet w dalekiej Azji. Ktoś powie, że wszystko tłumaczy historia, a w niej przed wiekami zależność chrześcijaństwa zachodniego od Rzymu i cesarstwa zachodniego, a wschodniego – od Bizancjum i tamtejszych cesarzy. Różnice polityczne mają oczywiście znaczenie, choćby dlatego, że na Zachodzie łatwiej było Kościołowi bronić swojej niezależności od władzy świeckiej, a na Wschodzie ta zależność od władców była coraz ściślejsza. W Rosji na przykład skończyła się pełną podległością Cerkwi wobec cara. Decydująca była także odmienna kultura, z której wynikły bardzo odmienne wrażliwości duchowe. Odległe od siebie Zachód i Wschód nie utraciły jednak zupełnie szansy spotkania i wzajemnego dopełniania, a czasami prostowania. To w tym kontekście święty Jan Paweł II upominał się o to, by Kościół oddychał obydwoma płucami – wschodnim i zachodnim. Liturgia Dotyczy to na przykład liturgii. Różnice są tu znaczące: obrządek rzymski narodził się w starożytności w Afryce Północnej i zawsze bardzo różnił się od liturgii wschodnich. Od początku był zwarty i powściągliwy, oszczędny w słowach, pełen dostojeństwa i powagi. Od początku też podkreślano w nim precyzję słów i ścisłe trzymanie się przyjętego kanonu. Obrządki wschodnie natomiast są o wiele bardziej wylewne, przeciągłe, ekspresyjne, skłonne do przepychu, kierujące myśl ku liturgii niebiańskiej. Na terenie kultu Bożego Wschód i Zachód szły swoimi drogami. Jednak dzisiaj – kiedy liturgia zachodnia choruje na desakralizację i często wygląda jak „robiona” przez ludzi – doświadczenie liturgii wschodnich przypomina o „odgórności” świętej Liturgii, o tym, że jest ona dziełem Bożym i powinna także w swoim rytuale zachować właściwości sacrum. Lekcja płynąca ze Wschodu mówi nam, że w liturgii mniej ważna jest śmiałość dokonywania zmian, a bardziej liczy się odwaga trwania przy rzeczach świętych nierozumianych przez świat. Z tą lekcją człowiek Zachodu może i powinien wrócić do swojego dziedzictwa: zobaczyć, jakie dobro do modlitwy katolików dzisiaj może wnieść „starsza forma” rytu rzymskiego, ta wprowadzona ponownie do zwykłego życia kościelnego w roku 2007 przez Benedykta XVI. Przecież – tak jak pisał w roku 2001 w przesłaniu do Kongregacji Kultu Bożego sam Jan Paweł II – te same wartości duchowe, „najgłębsze poczucie pokory i szacunku wobec świętych misteriów”, wyróżniają od wewnątrz zarówno tradycyjny mszał rzymski, jak i starożytne liturgie wschodnie. Sztuka Podobnie ważna będzie lekcja dotycząca sztuki sakralnej czy promieniowania rzeczy świętych w kulturze. Wschodnia ikona pozostaje zawsze wyzwaniem dla obecnej mentalności zachodniej, nastawionej na swobodną ekspresję, zgłębianie efektów zmysłowych, portretowość lub abstrakcję. Ikona uczy przedstawiania świętych postaci w taki sposób, aby ich człowieczeństwo nie przesłoniło cichego głosu nadprzyrodzoności. Kontakt z ikoną nie będzie zatem dla chrześcijanina zachodniego tylko spotkaniem jakiejś orientalnej egzotyki. Będzie przypomnieniem rzeczy, które sztuka religijna na Zachodzie musi ponownie przeżyć i zgłębić, jeśli chce rzeczywiście promieniować Boskim światłem, a nie tylko geniuszem artysty. oceń artykuł
Można usłyszeć, że wszystkie religie są jednakowo dobre, bo ich wyznawcy uznają Boga. W tym stwierdzeniu z całą pewnością wyznawcy różnych religii są sobie bliscy. Wobec tego rodzaju twierdzeń niezbędne jest też wiedzieć, że między religiami istnieją zasadnicze różnice. Dotyczą one między innymi ujmowaniem związków łączących Boga z człowiekiem, wyjaśnień przeznaczenia i przyszłości człowieka, a także możliwości znalezienie Boga, dochodzenia do Niego. Chrześcijaństwo w odróżnieniu od każdej innej religii jest religią objawioną - religią, której początek dał Bóg. Znaczy to, że Bóg objaśnił istotę związków łączących z Nim człowieka. On też sam odkrył przed ludźmi rąbek swej tajemnicy. Wreszcie On odkrył przed człowiekiem prawdę o jego przeznaczeniu i sposobach osiągnięcia celu, dla którego żyje. PYTANIA O WIARĘ Z byciem chrześcijaninem winno ściśle się łączyć rozumienie, czym chrześcijaństwo jest. "Chrześcijańska wiara nie oznacza jedynie intelektualnych poszukiwań. Nie jest też nagromadzeniem informacji na doktrynalne tematy. Wierny religii Chrystusa, naznaczony chrztem jako znakiem i zadatkiem zbawienia, nie tylko "wyciąga ręce ku niebu", jak jego siostra i brat innej religii, ale nawiązuje osobowy kontakt z samym Bogiem. Jako stworzenie nigdy nie przekracza jednak tzw. granicy bytu, która oddziela go od Stwórcy. Ten, który żyje łaską chrztu świętego nigdy nie będzie siebie utożsamiał z Bogiem, tak jak chciałby tego np. hinduizm, czy też nowe ruchy i kulty pseudo- religijne typu New Age. Fakt ten stanowi o specyfice wiary chrześcijańskiej, która ze swej natury jest dialogiem zbawienia między Bogiem a człowiekiem - istotą powołaną przez Niego do życia i do miłości oraz wdzięczności za wszelkie Boże dary. Wiara chrześcijańska różni się od przekonań buddysty, który w swojej religii nie wypowiada się na temat Boga, a źródeł zbawienia, czyli wyzwolenia się z wszechogarniającego go cierpienia, szuka tylko i wyłącznie w sobie. Różni się też od przekonań muzułmanina, w którego wierze nie ma miejsca na wcielenie Boga oraz na zbawcze wydarzenie krzyża. Jest inna od przekonań Żyda, który nie rozumie krzyża i który wciąż czeka na przyjście Mesjasza, nie uznając w Jezusie Chrystusie Pana i Zbawcy. Wiara chrześcijańska jest słuchaniem Boga, ale również rozmową z Tym, Którego nie sposób pojąć, zrozumieć, a Którego można jedynie ukochać. Chrześcijańska wiara jest sposobem wyrażania miłości, czyli bezgranicznego oddania się Temu, Którego się nie widzi, a Którego obecność "przeczuwa się" na wszelkich ścieżkach, szlakach, również w labiryntach i na bezdrożach życia. Patronką, Nauczycielką wiary chrześcijanina jest Najświętsza Maryja Panna, Ta Która bezgranicznie ufając Bogu stała się Matką wszystkich wierzących. Fundamentem przekonań Chrystusowej uczennicy i ucznia jest Krzyż. Jest on źródłem, korzeniem zaufania i wierności. Wiara znaczona jest i ożywiana życiodajną mocą Świętego Drzewa - Drzewa Życia i wyzwolenia. W żadnej religii Bóg nie przybliżył się do człowieka tak, jak w chrześcijaństwie. Wierzący ma niegasnącą nadzieję bowiem wie, iż Bóg w Osobie Jezusa Chrystusa jest z nim solidarny. Chrześcijanin żyjący wiarą "czyniącą cuda" i "przenoszącą góry" nie zatrzymuje się w miejscu. Nie wpada w zachwyt nad samym sobą. Nie czeka biernie na Boże dary i łaskę, lecz podejmuje z Bogiem "bogatym" w dobro, współczucie i miłosierdzie, nieustanną współpracę. Wiara to praktyka, pragmatyka życia. Uczynki, decyzje moralne tego, który przyjął Jezusa jako swojego Pana, Zbawcę, Brata i Przyjaciela są świadectwem jego wewnętrznych przekonań. Wiara nie jest czczą deklaracją, lecz motywuje postawę chrześcijanina w różnych sytuacjach i okolicznościach życia. Jego myśli, mowa i uczynki winny być świadectwem jego wiary. Ona - wzmacniana światłem Ducha Świętego, kształtuje i uwrażliwia sumienie danej osoby, która staje się przez to świadkiem Jezusa Chrystusa" (E. Sakowicz, Religioznawstwo, Polihymnia, Lublin 2009, 24-25). (Czytaj więcej w: Taka jest wiara Kościoła", s. 27-29). Katechizm Kościoła Katolickiego 186: Od początku Kościół apostolski wyrażał i przekazywał swoją wiarę w krótkich i normatywnych dla wszystkich formułach. Ale już dość wcześnie Kościół chciał także zebrać to, co istotne dla jego wiary, w organicznych i uporządkowanych streszczeniach, przeznaczonych przede wszystkim dla kandydatów do chrztu: Ta synteza wiary nie została ułożona według ludzkich opinii, ale z całego Pisma świętego wybrano to, co najważniejsze, aby podać w całości jedną naukę wiary. Jak ziarno gorczycy zawiera w maleńkim nasionku wiele gałęzi, tak samo streszczenie wiary zamyka w kilku słowach całe poznanie prawdziwej pobożności zawartej w Starym i Nowym Testamencie. KKK 187: Takie syntezy wiary nazywamy "wyznaniami wiary", ponieważ streszczają wiarę wyznawaną przez chrześcijanina. Nazywamy je również Credo, ponieważ zazwyczaj zaczynają się od słów: "Wierzę". Nazywa się je także "symbolami wiary". Tworzymy dla Ciebie Tu możesz nas wesprzeć.
Czy my wytężamy siły, żeby nauczyć się modlitwy? Czy staramy się o to, by nasza modlitwa była prawdziwa? Jakiego człowieka widzą ludzie, którzy na nas patrzą? Tylko pobożnego czy… przemienionego dzięki modlitwie? Swojej miłości względem Boga nie można wyrazić bardziej niż przez posłuszeństwo. Nie można wyrazić swojej miłości Bogu bardziej. Nie możesz powiedzieć Bogu bardziej: „Kocham Cię”, niż robiąc to, czego On od Ciebie chce. Twoje czyny, Twoje gesty są dla Niego tak naprawdę dużo ważniejsze, niż to, co mówisz. Sam Pan Jezus powiedział przecież: „Jeżeli mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania” (J 14, 15). Ludzie dużo mówią. Wypowiadają wiele różnych, czasem pięknie brzmiących słów. Ale jeśli za ich deklaracjami nie podążają konkretne czyny, to słowa stają się nic nie znaczące. Nie inaczej jest w relacji z Bogiem. Dopiero to, co czynimy w duchu posłuszeństwa Bogu, ma prawdziwą wartość – nie same słowa. Jak już wspomniałem, prawdziwa modlitwa daje życie i ma moc przemiany życia. Modlitwa, która naprawdę jest modlitwą, a nie tylko wypowiadaniem słów, będzie wpływała na ludzkie życie. I to jest właśnie kryterium, za pomocą którego można rozpoznać, czy modlitwa jest prawdziwa, czy nie. Dość łatwo jest odróżnić fałszywą pobożność od prawdziwej, zdrowej pobożności, bo jeśli widzimy, że ktoś modli się (bywa w kościele, uczestniczy w nabożeństwach, chodzi na spotkania wspólnoty itd.), ale te wszystkie pobożne czynności nie mają żadnego przełożenia na jego życie, to coś ewidentnie jest nie tak. Jakiś czas temu otworzyłem sobie Pierwszy List do Koryntian, czternasty rozdział, pierwszy werset. I przeczytałem tam następujące zdanie: Starajcie się posiąść miłość, troszczcie się o dary duchowe, szczególnie zaś o dar proroctwa! 1 Kor 14, 1 „Starajcie się posiąść miłość”. Moją uwagę zwróciło szczególnie słowo: „starajcie się”. W tym słowie zawarty jest pewien ruch, konkretna aktywność. Święty Paweł stanowczo daje do zrozumienia, że mamy STARAĆ SIĘ kochać, zatem jesteśmy obligowani do podjęcia wysiłku, wykonania pewnej czynności. W przytoczonym zdaniu pojawia się też drugi czasownik, odnoszący się do darów duchowych: „troszczcie się”. Początkowo to sformułowanie było dla mnie mocno nieczytelne, nie rozumiałem, o co może chodzić. Ale gdy zacząłem dłubać w innych tłumaczeniach, to okazało się, że słowo przetłumaczone na język polski jako „troszczyć się” można rozumieć też w znaczeniu „pałać gorliwością, wytężać siły”. Mamy więc tu mocno ofensywny czasownik. Okazuje się, że nie tylko mamy STARAĆ SIĘ o miłość, ale mamy również WYTĘŻAĆ SIŁY, dokładać wysiłku i podejmować trud, aby w naszym życiu objawiły się dary duchowe. Czy my wytężamy siły, żeby nauczyć się modlitwy? Czy staramy się o to, by nasza modlitwa była prawdziwa? Jakiego człowieka widzą ludzie, którzy na nas patrzą? Tylko pobożnego czy… przemienionego dzięki modlitwie? Celem działania Ducha Świętego – a to działanie jest możliwe tylko w osobistej relacji z Bogiem (czyli na modlitwie) – jest to, byśmy tu, na ziemi, stawali się coraz bardziej podobni do Jezusa. Jezus – oprócz tego, że jest Bogiem – żyjąc na świecie, dał nam wzór człowieczeństwa w najpełniejszym i najdoskonalszym wymiarze. Krótko mówiąc, Jezus żył na świecie w sposób doskonały, a my jesteśmy powołani do naśladowania go. Duch Święty dokonuje w nas tego, o czym możemy przeczytać w Drugim Liście do Koryntian: Pan zaś jest Duchem, a gdzie jest Duch Pański – tam wolność. My wszyscy z odsłoniętą twarzą wpatrujemy się w jasność Pańską jakby w zwierciadle; za sprawą Ducha Pańskiego, coraz bardziej jaśniejąc, upodabniamy się do Jego obrazu. 2 Kor 3, 17-18 Kiedy się modlimy, kiedy z odsłoniętą twarzą wpatrujemy się w oblicze Pana, zaczynamy jaśnieć Jego blaskiem. To samo wydarzyło się Mojżeszowi, gdy wracał z góry Synaj. Jak może pamiętasz, Mojżesz poszedł na górę Synaj i tam spędził wiele dni na rozmowie z Bogiem. A kiedy schodził z góry, jego twarz jaśniała takim blaskiem, że ludzie wręcz bali się go. Księga Wyjścia opowiada o tym tak: I był tam [Mojżesz] u Pana czterdzieści dni i czterdzieści nocy, i nie jadł chleba, i nie pił wody. I napisał na tablicach słowa przymierza – Dziesięć Słów. Gdy Mojżesz zstępował z góry Synaj z dwiema tablicami Świadectwa w ręku, nie wiedział, że skóra na jego twarzy promieniała na skutek rozmowy z Panem. Gdy Aaron i Izraelici zobaczyli Mojżesza z dala i ujrzeli, że skóra na jego twarzy promienieje, bali się zbliżyć do niego. A gdy Mojżesz ich przywołał, Aaron i wszyscy przywódcy zgromadzenia przyszli do niego, a Mojżesz rozmawiał z nimi. Potem przyszli także Izraelici, a on dawał im polecenia, powierzone mu przez Pana na górze Synaj. Gdy Mojżesz zakończył z nimi rozmowę, nałożył zasłonę na twarz. Ilekroć Mojżesz wchodził przed oblicze Pana na rozmowę z Nim, zdejmował zasłonę aż do wyjścia. Gdy zaś wyszedł, opowiadał Izraelitom to, co mu Pan rozkazał. I wtedy to Izraelici mogli widzieć twarz Mojżesza, że promienieje skóra na twarzy Mojżesza. A Mojżesz znów nakładał zasłonę na twarz, póki nie wszedł na rozmowę z Nim. Wj 34, 28-35 Jaśniejąca twarz Mojżesza była dla wszystkich widocznym i namacalnym znakiem, że ten człowiek ma bliską relację z Bogiem. Z postacią Mojżesza i jego jaśniejącą twarzą łączy się ciekawa i nieco zabawna anegdotka. Mianowicie w niektórych kościołach można zobaczyć obraz Mojżesza, który schodzi z tablicami i… ma na głowie rogi. Gdy po raz pierwszy ujrzałem taki wizerunek, przestraszyłem się. O co chodzi? Diabeł schodzi z dekalogiem czy co? Okazało się, że ktoś kiedyś omyłkowo przetłumaczył wyraz oznaczający jaśniejące oblicze jako „rogi” (w oryginale te wyrazy brzmią podobnie). Pomyłka w tłumaczeniu zaowocowała powstaniem dzieł malarskich, na których Mojżesz ma przyprawione rogi. Tak to detal, niby nic nieznaczący, stał się nagle bardzo istotny. Mnie ta historia z rogami Mojżesza uświadomiła coś bardzo ważnego: Zawsze należy wchodzić w głąb. Nie warto nigdy zatrzymywać się na powierzchni – i ta zasada dotyczy także tego, co słyszymy albo widzimy w Kościele. Zatem – wracając do jaśniejącego oblicza – zadaniem chrześcijanina jest pokazywać ludziom swoją jaśniejącą twarz. Ale żeby to zrobić, trzeba zacząć się naprawdę modlić – tak jak Mojżesz przebywać z Bogiem i słuchać Jego słów, a potem być im posłusznym. W Liście do Rzymian św. Paweł mówi, że stworzenie ze wzdychaniem i z jęczeniem oczekuje objawienia się synów Bożych: Sądzę bowiem, że cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, która ma się w nas objawić. Bo stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych. Stworzenie bowiem zostało poddane marności – nie z własnej chęci, ale ze względu na Tego, który je poddał – w nadziei, że również i ono zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych. Wiemy przecież, że całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia. Rz 8, 18-22 Jestem przekonany, że ludzie – nawet ci, którym jest nie po drodze z Kościołem – mają gdzieś w głębi duszy pragnienie, aby zobaczyć obok siebie człowieka (chrześcijanina, katolika), który jest podobny do Boga. Jeśli uwierzyć Słowu, to trzeba sobie powiedzieć jasno: W każdym człowieku niewierzącym, w każdym ateiście, w każdym, kto deklaruje głośno, że nie chce mieć nic wspólnego z Bogiem, kryje się głębokie pragnienie, by zobaczyć ludzi żyjących na podobieństwo Boga i podobnych Jemu, a przez nich zobaczyć samego Boga. Bóg przez modlitwę chce nas zatem przemieniać dla nas samych, ale i dla innych ludzi. Kiedy wykonujemy modlitewne czynności, gesty, wypowiadamy słowa, ale nie wchodzimy w prawdziwą modlitwę, to nasze oblicze nie zajaśnienie. Będziemy modlili się zewnętrznie, będziemy z pobożnością wykonywać akty modlitewne, ale te czynności nie przemienią ani nas samych, ani nikogo obok nas. Na zewnątrz będziemy się przyznawać do Boga, ale nasze życie będzie szło „obok” tych deklaracji – swoim torem… My, katolicy, czasem podchodzimy w ten sposób nawet do życia sakramentalnego. Jeśli nie wypływa ono z relacji i z głębi zażyłości z Panem, to często kończy się jedynie na zewnętrznym rytuale, który nie ma żadnego wpływu na stan naszego serca. Kardynał Raniero Cantalamessa, kaznodzieja papieski, powiedział kiedyś: „Sakramenty nie są magicznymi rytuałami, które działają mechanicznie, bez wiedzy czy współpracy ludzkiej (…). Owoc sakramentu zależy całkowicie od Bożej łaski, ale łaska Boża nie działa bez «tak» – zgody i potwierdzenia danej osoby. Kiedy nasze życie duchowe jest jedynie zewnętrzną ozdobą, świat nie znajdzie w nas nic pociągającego”*. Nie dziwmy się, że ludzie gorszą się Kościołem i ze zniechęceniem patrzą na ludzi wierzących. I nie dziwmy się, skąd biorą się w Kościele kryzysy. Gdybyśmy byli ludźmi, którzy świecą obliczem Pana, odbijają oblicze Pana, to jestem przekonany, że nasze kościoły pękałyby w szwach. I nie mielibyśmy żadnych problemów z przyciągnięciem do Kościoła dzieci, młodzieży, dorosłych. Wystarczyłoby, gdybyśmy tylko odbijali oblicze Chrystusa. A to jest możliwe, jeśli się modlimy i jeśli pozwalamy na tej głębokiej modlitwie się Bogu przemieniać. Nie ma substytutu dla modlitwy. Nie istnieje opcja B, alternatywna ścieżka, która doprowadziłaby nas do Nieba. Skoro Jezus jako Syn Boży spędzał całe noce na modlitwie, to o ile bardziej my powinniśmy wypełniać nasze dnie i noce czasem spędzanym z Panem. Potrzebujemy modlitwy my sami, bo tylko dzięki niej możemy się przemieniać, ale tej naszej modlitwy potrzebują także ludzie, którzy żyją obok nas i którzy – czy tego chcemy, czy nie – nas obserwują. Miej świadomość, że dla wielu ludzi, z którymi spotykasz się na co dzień, dla Twoich znajomych, jesteś czasem jedyną Ewangelią, którą mają szansę zobaczyć – bo po Biblię nie sięgną. Naprawdę spoczywa na nas ogromna odpowiedzialność. Tak, jak przedstawiamy Boga światu, tak świat będzie patrzył na Niego. Jesteśmy więc widzialną wizytówką niewidzialnego Boga. Każdy z nas jest reprezentantem królestwa Bożego na zie- mi. Na ile dasz się więc Bogu przemienić? Na ile dasz Bogu dostęp do siebie na modlitwie? *Raniero Cantalamessa OFMCap, „Pieśń Ducha Świętego”, Wydawnictwo Sióstr Loretanek, Warszawa 2009. Fragment książki Marcina Zielińskiego „Modlitwa. W blasku Boga”
czym się różni katolik od chrześcijanina